Nagle do sypialni wparowali Louis, Harry i Jula.
- Tośka, uff. - odetchnął z ulgą Tomlinson.
- Martwiliśmy się. - podeszła do mnie Julss.
- Niepotrzebnie. - powiedziałam oschle.
- Owszem, potrzebnie. - spojrzał w moim kierunku Hazza. - Moglibyście zostawić nas samych ?
- Oczywiście. - odpowiedzieli równocześnie, po czym zamknęli za sobą drzwi.
Usiadłam na łóżku, byłam strasznie zmęczona. W momencie chłopak znalazł się obok.
- Antośka, posłuchaj mnie. - zaczął niepewnie. - Nie wiem, jak to powiedzieć, ale ... Zayna nie ma.
- Co ?! Jak to go nie ma ? - wytrzeszczyłam gałki, w których poczułam napływające łzy.
- No po prostu go nie ma. Chyba gdzieś wyjechał, nie wiem. - skierował wzrok w podłogę.
- Ale, jak to ?! - wrzasnęłam.
Nie rozumiałam. Dlaczego ? Zerknęłam na Stylesa.
- Przepraszam, gdybym cię wtedy nie pocałował ...
- Przestań ! To tylko i wyłącznie moja wina. To ja wszystko chrzanię. To zawsze ja. - zaczęłam rzewnie płakać. Nie mogłam tego zatrzymać.
- Nie mów tak. - przytulił mnie.
- Ale przecież to prawda. - wydukałam.
- Będzie dobrze. - pogłaskał mnie po głowie.
- Dziękuję. - wyszeptałam.
- Nie masz za co. To ja powinienem ci dziękować. - uśmiechnął się.
- Niby za co ?
- Za to, że jesteś.
Zdobyłam się na ten lekki uśmiech. Od razu zrobiło mi się lepiej, ale wyrzuty sumienia nie ustały, a wręcz przeciwnie - nasiliły się.
- Która godzina ? - wyrwałam się z jego objęć.
- Dwunasta.
- Już ? Muszę się się ogarnąć.
- Ok, to ja nie przeszkadzam. - powiedział wychodząc.
Zabrałam leżące na krześle ubrania i poszłam do łazienki, aby szybko się wykąpać. Gdy już to zrobiłam wbiłam swój wzrok w lustro. Jej, co to jest ? - pomyślałam. Byłam cała zapłakana i jakaś taka blada. No normalnie nie ja. Życie przytłaczało mnie coraz bardziej. Najpierw matka, teraz Zayn i Harry, ale przecież oni nic nie zrobili. To ja zadaję im ból. Muszę z tym skończyć, muszę się stąd wynieść, aby chłopcy w piątkę mogli powrócić do tego czasu, gdy jeszcze nie zaczęłam rujnować im wszystkiego.
Z ponurą miną zeszłam na dół. Nikogo nie było. Najwidoczniej gdzieś pojechali. Dziwne, że niczego mi nie powiedzieli. Hmm, zapewne byli na mnie źli za to, co im zrobiłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle do domu wszedł Malik.
- Zayn, wróciłeś. - odruchowo rzuciłam się mu na szyję.
- Nie. - odepchnął mnie. - Zapomniałem czegoś.
Stałam nieruchomo w miejscu. Zrobiło mi się gorąco. Poczułam, jakby ktoś wbijał mi sztylet prosto w serce, lecz tak naprawdę to ja sama sobie go wbijałam. Patrzałam, jak chłopak spokojnie wchodzi po schodach i znika w swoim pokoju...
- Jaka ja jestem głupia ! Przecież ja go kocham. On znaczy dla mniej więcej, niż cokolwiek innego na tym durnym, brutalnym świecie. Tylko on się liczy.
Na początku byłem pewien, że mówi o Harrym, ale po cichu wyszedłem na korytarz i dopiero teraz uświadomiłem sobie, o kim mowa.
- Nie miałam pojęcia. Zayn, proszę cię. Bez ciebie nie dam sobie rady. Ale zresztą ty i tak mnie teraz nienawidzisz. - łkała. Powiedziała jeszcze coś, ale nie usłyszałem. Zacząłem płakać razem z nią. Nie zastanawiając się, zbiegłem do niej.
Klęczała na środku salonu, głowę miała zatopioną w rękach. Nawet mnie nie zauważyła.
- Tośka. - szepnąłem niepewnie.
- Przepraszam. - wyjąkała. - Postaram się jak najszybciej zniknąć z twojego życia.
- Nie. Nie rób tego. - przykucnąłem obok niej.
- Ale ja tak bardzo cię skrzywdziłam. - popatrzała na mnie.
- Zbyt bardzo mi na tobie zależy. - pocałowałem ją w czoło, było rozpalone.
- Naprawdę ?
- Naprawdę. Zapomnijmy o tym. - lekko uniosłem kąciki ust.
- Jesteś najlepszy. - wtuliła się we mnie.
W jednym momencie zrozumiałem, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo ja ją kocham. Ciepło bijące od niej było nie do opisania. Dla niej mógłbym zrobić dosłownie wszystko, co w mojej mocy. Wierzę, że kiedyś pobierzemy się i będziemy mieć gromadkę ślicznych dzieciaków, owoców naszej niepohamowanej, prawdziwej miłości ...
Z ponurą miną zeszłam na dół. Nikogo nie było. Najwidoczniej gdzieś pojechali. Dziwne, że niczego mi nie powiedzieli. Hmm, zapewne byli na mnie źli za to, co im zrobiłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle do domu wszedł Malik.
- Zayn, wróciłeś. - odruchowo rzuciłam się mu na szyję.
- Nie. - odepchnął mnie. - Zapomniałem czegoś.
Stałam nieruchomo w miejscu. Zrobiło mi się gorąco. Poczułam, jakby ktoś wbijał mi sztylet prosto w serce, lecz tak naprawdę to ja sama sobie go wbijałam. Patrzałam, jak chłopak spokojnie wchodzi po schodach i znika w swoim pokoju...
*** Oczami Zayna***
Musiałem tam pojechać, mimo tego, że mój pretekst był dość prostacki. Ale miałem nadzieję, że ją tam zastanę. Nie myliłem się. Gdy tylko ją zobaczyłem myślałem, że oszaleję. Chciałem ją przytulić, pocałować. Chciałem, żeby wszystko wróciło do normy, ale nie mogłem. Nie potrafiłem. Tosia była taka smutna, widać było w jej pięknych błękitnych oczach, że żałuje tego, co zrobiła. Byłem w stanie jej wybaczyć, ogólniej to już jej wybaczyłem, ale po prostu nie znosiłem widoku Hazzy przystawiającego się do niej. Jedyne, co mogłem zrobić, to zostawić ich, by mogli być szczęśliwi beze mnie. Najgorszy dla mnie był moment, jak otworzyłem drzwi, a ona mnie objęła. Nie wiedziałem, co robić, więc poszedłem do swojej sypialni, aby tam bezsilnie opaść na fotelu i uronić kilka łez. Po chwili usłyszałem jej głos.- Jaka ja jestem głupia ! Przecież ja go kocham. On znaczy dla mniej więcej, niż cokolwiek innego na tym durnym, brutalnym świecie. Tylko on się liczy.
Na początku byłem pewien, że mówi o Harrym, ale po cichu wyszedłem na korytarz i dopiero teraz uświadomiłem sobie, o kim mowa.
- Nie miałam pojęcia. Zayn, proszę cię. Bez ciebie nie dam sobie rady. Ale zresztą ty i tak mnie teraz nienawidzisz. - łkała. Powiedziała jeszcze coś, ale nie usłyszałem. Zacząłem płakać razem z nią. Nie zastanawiając się, zbiegłem do niej.
Klęczała na środku salonu, głowę miała zatopioną w rękach. Nawet mnie nie zauważyła.
- Tośka. - szepnąłem niepewnie.
- Przepraszam. - wyjąkała. - Postaram się jak najszybciej zniknąć z twojego życia.
- Nie. Nie rób tego. - przykucnąłem obok niej.
- Ale ja tak bardzo cię skrzywdziłam. - popatrzała na mnie.
- Zbyt bardzo mi na tobie zależy. - pocałowałem ją w czoło, było rozpalone.
- Naprawdę ?
- Naprawdę. Zapomnijmy o tym. - lekko uniosłem kąciki ust.
- Jesteś najlepszy. - wtuliła się we mnie.
W jednym momencie zrozumiałem, jak bardzo mnie kocha, jak bardzo ja ją kocham. Ciepło bijące od niej było nie do opisania. Dla niej mógłbym zrobić dosłownie wszystko, co w mojej mocy. Wierzę, że kiedyś pobierzemy się i będziemy mieć gromadkę ślicznych dzieciaków, owoców naszej niepohamowanej, prawdziwej miłości ...
*.*.*
Pozwoliłam sobie napisać tym razem także oczami Zayna, mam nadzieję, że się podoba. Starałam się, aby był ciekawy, ale chyba go zepsułam, za co przepraszam. Następny rozdział planuję dodać jeszcze przed świętami, ale zobaczymy, jak się wyrobię. Chciałabym także podziękować ze 6 obserwatorów : kocham was ;*, a także za wszystkie komentarze. Nawet nie wiecie, jak miło jest je czytać. Nie mogę również zapomnieć o odwiedzinach, bo jest ich już baarrdzo dużo. ;**