sobota, 25 lutego 2012

Rozdział 4 .

- Ciasto marchewkowe gotowe ! - fantazyjne chwile przerwał mi, a raczej nam, głos Louisa dochodzący z kuchni.
- Ooo! Żarełko ! - wrzeszczał Niall.
Cały on, tylko jedzenie mu w głowie.
 Po chwili wszyscy zebraliśmy się, by spróbować wypieku Tomlinsona.
- Pychaa ! - powiedział Horan z pełną buzią.
- Noo, chłopie. Wykazałeś się. - pochwalił Liam.
- Ahh, dziękuję kochani, dziękuję. - odpowiedział wzruszony Lou. - Julciu, Tosiu, a wy co sądzicie ? - spojrzał na nas.
- Mniam. - z wielkim apetytem pochłaniałyśmy ciasto.
- Księżniczko, ale zgłodniałaś. - pogłaskał mnie po włosach Harry.
 Nagle w mojej kieszeni zaczął dzwonić telefon.
- Idę odebrać. - rzekłam, po czym wyszłam na korytarz.
Dzwoniła matka, była pijana. Wrzeszczała, że mam wracać, że co ja sobie myślę, itd.
 Poszłam do chłopaków.
- To moja mama. Muszę już iść. - oznajmiłam.
- Jeśli musisz. - zrobił smutną minkę Styles.
- No, muszę. Ale przecież się jeszcze zobaczymy. - uśmiechnęłam się, choć w cale nie było mi do śmiechu.
- Oczywiście ! - wstał i mnie mocno przytulił.
Zobaczyłam, że Julka także podnosi się z krzesła.
- Zostań, jeśli chcesz. - szepnęłam do niej.
- Idę z tobą. - usłyszałam w odpowiedzi.
Pożegnałyśmy się z resztą i wyszłyśmy.


 Szczerze mówiąc, bałam się. To, że jeden z moich rodziców jest nachlany, źle świadczy. Pewnie znowu będzie awantura ...
- To cześć. - dała mi buziaka przyjaciółka.
- Pa. - powiedziawszy to, niechętnie przestąpiłam próg.


 Siedziała w salonie. Gdy tylko mnie zobaczyła schowała za fotel puszkę piwa.
- Gdzieś ty była ?! - zaczęła się wydzierać.
- Mówiłam ci przecież, że idziemy z Julią do znajomych. - odparłam cała wściekła.
- Jakich znajomych kur** ?!
Było mi tak gorąco, że ledwo oddychałam. Nie da się opisać mojej złości. W moim domu zdarzało się to już zbyt często. Pewnie niedługo będzie na porządku dziennym ...
- Nie twój interes ! Idź się lepiej napić, dobrze ci zrobi.
- Coś ty powiedziała ?! - zaczęła iść w moim kierunku.
- Nicc !.
Nawet nie zdążyłam się zorientować, kiedy wzięła zamach i z całej siły uderzyła mnie w twarz. Zaczęłam płakać.
- To tak mnie, do cholery bardzo kochasz ?
- Kocham cię, ja nie chciałam. Przepraszam.
Chciała chwycić mnie za rękę, ale ja się jej wyrwałam i wykrzyczałam :
- W dupie mam twoje całe przeprosiny ! - łzy płynęły mi strumieniami.
- Ty małpo !
Zobaczyłam, że robi krok do przodu, więc uciekłam do pokoju, bo obawiał się, że kolejny raz mnie uderzy.


 Miałam już dosyć tego, że alkohol to dla niej, jak sama kiedyś powiedziała ' jedyna pociecha ' . Chciałam, żeby mnie już nie było. Zawsze obwiniałam o to wszystko siebie. Może słusznie ..
 Nie wiedziałam, co robić. Spakowałam do niewielkiej, podręcznej torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy, później szybko napisałam krótki list.
,,Matko.
 Ja już tak nie mogę. Dlaczego od razu nie mogłaś mi powiedzieć, że mnie nie chcesz, tylko zaczęłaś wykańczać psychicznie ? Pocieszę Cię, teraz będziesz miała jeden problem z głowy. Odchodzę. Znajdę sobie kogoś, kto mnie pokocha, bez względu na wszystko, dla kogo będę znaczyć więcej, niż cokolwiek na świecie. Mam nadzieję, że teraz będzie Ci lepiej w życiu.
Nie ma za co. 
Antonina.''
Położyłam go na biurku, jednocześnie otwierając okno. Niebo było zachmurzone.


 Biegłam przed siebie. Dokąd teraz mam pójść ? Nie wiedziałam. Na początku przyszła mi do głowy Jula, ale ona miała swoje życie, swoje sprawy. W końcu doszłam do wniosku, że jedynymi osobami, które mi jeszcze zostały byli chłopaki. Ciężko było mi myśleć, że chcę obarczyć ich moim kłopotami. Nie, lepiej nie. Nie zrobię tego. Zbyt bardzo jest mi wstyd.
Nawet nie wiem jak, ale znalazłam się niedaleko ich domu. Wiele scenariuszy kłębiło się w mojej głowie. Jednak, może poproszę ich o pomoc. Nie mogłam zostać ani w domu, ani na dworze, bo zaczął padać ulewny deszcz.


 Po chwili byłam już przy drzwiach. Niepewnie zapukałam. Otworzył Zayn. Był zdziwiony.
- Tosia. ? - spytał.
- Mogłam nawet nie próbować. - powiedziałam przez łzy.
Wycofałam się, ale on nie dał mi iść, gdyż chwycił za rękę i na musa zaciągnął do domu.
- Co się stało ?
- Jaa. - nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
- Ktoś ci coś zrobił ? - trochę się wystraszył, ale czuć było w jego głosie troskę.
Przytulił mnie.
- Mama. - zaczęłam mówić przez łzy.
- Twoja mama ? 
- Co po chińsku mówię ? - krzyknęłam.
- Spokojnie. Jakoś na to poradzimy. - pocałował mnie w czoło.
- Ale ja nie chcę do domu.
- Tak, wiem. Zostaniesz u nas.
- Dziękuję. - lekko się uśmiechnęłam. - Jesteś wspaniały.
- Przyniosę ci jakieś suche ubrania.
Powiedziawszy to poszedł na górę. Dzięki niemu czułam się o wiele lepiej. Nie sądziłam, że on jest tak bardzo wrażliwy na cierpienie innych.

*.*.*
Następny rozdział gotowy. Jest tak szybko dzięki Beci i Oli. Wy już wiecie, dziękuję ;*
Liczę na symboliczne komentarze, bo, jak dotąd jest ich bardzo malutko . ;]

czwartek, 23 lutego 2012

Rozdział 3 .

- A tak w ogóle, to wy tu nowe jesteście, bo zapomniałem wcześniej spytać.- powiedział Horan.
- Cały Nialler ! - krzyknęli chórem pozostali głośno się śmiejąc.
- Tak. - uśmiechnęłam się.
Z Julą opowiedziałyśmy mi całą naszą historię sprzed kilku dni.
- Wow! Musicie się bardzo lubić. - zdziwił się Louis.
- No, tak. - odpowiedziała Julka.
- My już powoli musimy iść. - rzekłam po chwili denerwującej ciszy.
- Nieeeeeee ! - zaczął wrzeszczeć Tomlinson. - Nie zostawiajcie mnie tutaj z nimi, nie rańcie mnie. 
Znowu śmialiśmy się, jak opętani. Przyznam, było to dziwne, ale dawało wielką satysfakcję. Czułam się wtedy, jak dziecko. 
- No, chłopie, dałbyś już dziewczynom spokój. - chichotał Harry. - Antosiu ?
- Nom . 
- Mogłabyś mi dać swój numer komórki ? - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. 
- Okk. - zaczęłam mu dyktować cyferka po cyferce, jak w przedszkolu. 
- Dziękuję pani bardzo. - puścił mi oczko. - Chciałbym się jeszcze z paniami zobaczyć. 
- No może. - powiedziała Julia. 
- To prawdopodobnie : do zobaczenia. - pomachałam im na pożegnanie. 
Oni zrobili to samo.


Rano przebudził mnie dzwoniący telefon.
- Hej. Tośka ?
- Tak ?
- To ja Harry.
- Aaa, Harry. Cześć. Co u was ?
- Jakoś leci. Może przyjdziecie dzisiaj do nas ?
- Hmm. Mam nadzieję, że uda mi się namówić Julkę.
- Oby. - zaśmiał się. Ja muszę kończyć. Pa.
- Pa. - rozłączyłam się.
Taaaaaaak ! - coś we mnie wrzeszczało, tak głośno, że nie mogłam się uspokoić przez dłuższą chwilę.
Gdy emocje opadły, napisałam sms do przyjaciółki. 
 Nie minęło pół godziny, a ona już u mnie była.
- Dzwonił ?! Hęę ? - zdziwiła się.
- No, Harry. Mówiłam ci to już trzy razy.
- Oooo ! 
- Dobra. Więc, idziemy dzisiaj do nich popołudniu i bez dyskusji. - powiedziałam stanowczo. 
- Niech ci będzie. - westchnęła.
Zerknęłam na fonika. Przyszła wiadomość od Stylesa z ich adresem .
- Informacje już mamy. Teraz czas się przygotować. - spojrzałam na Julss.
- Bierzesz bejsbolówkę ? - zrobiła minę a la 'hej bejbi' .
- Przecież wiesz. - pokazałam jej język.
Jasne było, że ją wezmę. To moja ulubiona część garderoby, łącznie z trampkami.
- A ty ? - spytałam.
- Przecież wiesz. - zaśmiała się .
- W kwiatki ? - zamyśliłam się .
- No, to chyba oczywiste.
Wiedziałam. Ubrała sukienkę w kwiatki, do tego długi, rozpinany sweterek, baleriny i małą torebkę.
 Gdy dochodziła 12.00, postanowiłyśmy, że już pójdziemy. Po dość krótkich poszukiwaniach odnalazłyśmy podany wcześniej adres. Znajdował się tam wielki dom. Od dziecka chciałam w takim mieszkać. 
 Julka podeszła do drzwi, po czym nacisnęła na dzwonek. Otworzył nam uradowany Loczek.
- Już jesteście, świetnie. - uściskał nas. - Wchodźcie.
Jak powiedział, tak zrobiłyśmy. Wszyscy już na nas czekali. Tylko Zayn stał na schodach ze zdziwioną miną.
Kiwnął ręką na Harrego.
- Zaraz wracam. - uśmiechnął się do nas i poszedł na górę.
My stałyśmy z chłopakami czekając na niego.


- Po co je tutaj przyprowadziłeś ?! - zapytał ze złością w głosie mulat.
- No jak to po co ? Żebyśmy się mogli lepiej poznać. Polubiliśmy je. - odparł.
- Nie mam zamiaru nikogo poznawać. - krzyknął, po czym wybiegł z domu.
- Chociaż raz mógłbyś odpuścić. - warknął Hazza.
Po chwili zszedł na dół. Był zdenerwowany zachowaniem kumpla, ale starał się tego nie okazywać.
- Stało się coś? - spojrzałam na niego.
- Nie, tylko Malik ma humory. 
Wszyscy patrzyli się na nas, jakbyśmy były temu winne. A może jednak ? 
- My lepiej już pójdziemy. - skierowałam się w stronę wyjścia.
- Nie zwracaj na niego uwagi, on tak zawsze. - złapał mnie za rękę kręconowłosy.
- Ale on ... - nie dokończyłam.
- Wiem. Kiedyś mu przejdzie, zobaczysz. - uśmiechnął się.
- Skoro tak mówisz.
Byłam zdezorientowana. Kompletnie nie wiedziałam, co zrobić. Najchętniej wyszłabym i zamknęła się w pokoju rozmyślając, co było powodem jego surowego traktowania nas. Ale jednak zostałam.
 Nagle Styles wziął mnie na ręce i zaniósł do ogrodu. Stała tam zjawiskowa huśtawka. Jejku, jeszcze takiej nie miałam okazji zobaczyć. 
- Pohuśtać cię ? - spytał śmiejąc się.
- Noo pewnie ! - usiadłam na niej.
- Słabo, średnio, czy mocno ? 
- Hmmm. Trudny wybór. Mooccnooo ! - wrzasnęłam .
Zaczął bujać w przód i w tył. Było mi strasznie wesoło. Włosy fruwały mi na wszystkie strony. 
Jak w bajce. Dzięki temu, ta mała bariera między mną a nim przełamała się. Staliśmy się przyjaciółmi. 

*.*.*
Następny rozdział gotowy. Trochę się rozpisałam, choć miało byś tego o wiele więcej. Tak w ogóle to końcówka miała być zupełnie inna, ale ta jest lepsza. Kolejne już niedługo. Mam nadzieję, że się podoba i , że znajdą się osoby nie bojące się skomentować ;p 

poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 2.

 Następnego dnia postanowiłyśmy z Julą iść do centrum handlowego kupić sobie kilka ciuszków.
W pewnym momencie ktoś mnie zaczepił :
- Ooo! Bethany, Lola. Dobrze, że was widzę, bo ta ...
Odwróciłyśmy się w tym samym momencie. Stał za nami dość ładny blondyn, no właśnie blondyn. Kiepsko.
- Jej sorki. Pomyliłem was z moimi znajomymi. - zrobił się cały czerwony.
- Nic się nie stało - odparłyśmy chórem.
Bardzo nas to rozbawiło, ale on jednak był trochę skrępowany.
- Nie wiesz czasem, gdzie tu jest MCDonald ? - zagadnęłam.
- No pewnie, zaprowadzę was. - odparł cały uradowany.
- Dzięki.
Ucieszyłam się, bo zaczynało mi już trochę burczeć w brzuchu, a jedyne sklepy jakie tu znałam to spożywczak, pobliski butik i oczywiście odzieżowy.
- Spoko. A tak w ogóle to Niall jestem.
- Ja Tośka, a to Julka.
- Miło poznać takie piękne panie.
Zaczęliśmy się śmiać donośnym głosem. Przechodzący obok ludzie gapili się na nas, jak na psycholi, ale zupełnie nie zwracaliśmy na to uwagi.
Resztę drogi szliśmy w ciszy. Ja ogólnie jestem nieśmiała, więc myślałam, ze może moja przyjaciółka do niego zagada, ale się myliłam. W końcu doszliśmy do wielkiego budynku.
- To tutaj. - pokazał na niego.
- Hmm. - przystanęłam. - Może poszedłbyś z nami coś przegryźć. - spytałam. Szczerze to dlatego, że zrobiło mi się trochę żal zostawiać go tu samego.
- Jeśli nie będę przeszkadzał... - mówiąc to spojrzał na Julę.
- Nie, nie będziesz. - lekko podniosła różane kąciki ust.
- Nooo, to mi się podoba, bo bardzo zgłodniałem .
 Weszliśmy do "żarłodajni" i zamówiliśmy hamburgery z frytkami i zimną colą. Zanim zdążyłam cokolwiek zjeść, chłopak już kończył. Nie wyglądał na łasucha, ale najwidoczniej nim był.
Gdy już wszyscy skończyli, nasz nowy znajomy zaproponował, byśmy poszli na plac zabaw, gdyż są tam jego koledzy. Od razu się zgodziłyśmy. Może będą tam jakieś przystojniaki.
 Dojście na miejsce zajęło nam ok. 15 minut. Usiadłyśmy na ławeczce, a Niall powiedział, że zaraz wróci. Poszedł po nich. Po chwili zjawił się z czwórką przyjaciół. Od razu wstałyśmy, a oni zaczęli nam się przedstawiać.
- To jest Tośka i Julka - wskazał nas ręką. Powiedziałyśmy im tylko zwyczaje "hej".
- Cóż za urocze panienki. Jestem Louis. - wyszczerzył kły, po czym pocałował mnie, a następnie moją kumpelę w rękę.
Jaki dżentelmen pomyślałam.
- Ehh, Lou. Dałbyś dziewczynom spokój. - odparł pełen bujnych loczków szatyn. - Jetem Harry. - uścisnął nasze dłonie.
- Natomiast ja jestem Liam, a ten ponurak to Zayn. - podał nam rękę.
Ten ostatni, nie odezwał się ani słowem. Byłam trochę zdziwiona, najwidoczniej nie lubił poznawać nowych ludzi. Tomlinson zauważył to.
- Eyy, Malik. Może dałbyś jakiś znak, że żyjesz ? - popatrzył na niego karcąco.
- Cześć. - rzekł od niechcenia brunet, jednocześnie przewracając oczami.


*  . * .  *
Okk, 2 rozdział już jest. Miał być później, ale wena przyszła szybko, więc dodałam. Tak, jak 1-szy, nie jest zbyt ciekawy, ale macie czytajcie. Następne, jak wcześniej już obiecałam będą o wiele ciekawsze. Bo przecież najgorsze są początku. Sami wiecie. ;p

niedziela, 19 lutego 2012

Rozdział 1.

 Jestem tu już kilka dni, lecz ani razu nie wyszłam dalej niż do ogrodu, na furtkę nawet nie spojrzałam. Byłam zbyt zdołowana tym, że nie ma przy mnie najlepszej kumpeli, a jedyni ludzie jakich tutaj znam to moi starzy. Samotność doskwierała mi co raz bardziej. Wiele dziwnych myśli przechodziło mi przez głowę. Ciekawe, co robi Julka. Pewnie za mną tęskni. A może nie ? Może znalazła sobie kogoś na moje miejsce. 
- Idę się przejść ! - krzyknęłam przekraczając próg domu. Muszę się odświeżyć, a co najważniejsze zobaczyć okolicę, bo przecież nie będę siedzieć w domu, gdy pogoda dopisuje. Bez przesady. 
 Szłam wolnym krokiem, jednocześnie słuchając muzyki na odtwarzaczu, z którym nigdy się nie rozstaję.
Londyn jest taki piękny - pomyślałam. To prawda, choć budzi we mnie pewien strach. No, wiadomo, że kiedy idzie się w pojedynkę po zakątkach zupełnie nieznanego miejsca odczuwa się lęk.
Po chwili głębszych przemyśleń postanowiłam wrócić. Na dzisiaj wystarczy - powiedziałam sama do siebie. W drodze powrotnej swoją uwagę poświęciłam przechodniom, których było, jak na lekarstwo. Większość z nich wydawała się pożerać mnie wzrokiem. Nie było to zbyt przyjemne, więc przyspieszyłam i w momencie byłam z powrotem. 
 Wchodząc do holu usłyszałam głos mamy : 
- Tosiu, to ty ? 
- No ja, a kto inny ? - powiedziałam od niechcenia.
- Mamy dla ciebie niespodziankę. - rzekła podekscytowana. 
- Bilet powrotny ? - odparłam sarkastycznie . 
- Nie, no przyjdź tu, to zobaczysz.
Matka była o wiele bardziej podniecona tą całą niespodzianką. Dla mnie było to najzwyklejsze na świecie. Pewnie kupili mi nową kieckę, albo jakieś lakierowane baleriny, jak ostatnio. I tak w nich nie chodzę. 
Ale cóż, liczy się pamięć. Poszłam więc do salonu. Tak, jak się spodziewałam. Zastałam tam rodziców siedzących w ich ulubionych fotelach. Byli bardzo zadowoleni, aż za bardzo.
- Ale się zdziwisz - uśmiechnął się do mnie tata.
- No możliwe. - spojrzałam na nich dając znak, że chcę już mieć to za sobą.
- Dobra, nie będziemy jej już trzymać w niepewności. - Mama zerknęła na ojca.
Ten znacząco machnął ręką i spojrzał za siebie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zza ściany wychyliła się ... Julka ! Tak, moja kochana, jedyna Julaa. 
- Co ty tutaj robisz ? - byłam tak zaskoczona, że tylko na tyle było mnie stać.
 Chciałam, żeby mi wszystko opowiedziała, więc poszłyśmy do mojego pokoju.
- Tośka, nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłam. - zaczęła.
- A ty nawet nie wyobrażasz sobie, jak ja tęskniłam. Ale dobra teraz gadaj. - dałam jej buziaka w policzek.
- No więc. Bardzo ciężko było mi po tym, jak wyjechałaś. Rodzice zauważyli to i zaproponowali, żebym zamieszkała u ciotki, która ma domek niedaleko was, a nawet, co okazało się dopiero teraz, na tej samej ulicy. Mama zadzwoniła do niej i się zgodziła, a ja od razu się spakowałam i przyjechałam. 
- Jejku, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. - mówiąc to łzy napłynęły mi do gałek.
- Ty płaczesz ? - spytała trochę skrępowana.
- To są zły szczęścia. Gdybyś mnie uprzedziła, to bym się przygotowała. - przetarłam oczy.
- Wiem, ale chciałam ci zrobić niespodziankę. - rzekła cały czas się uśmiechając. Po czym przytuliła mnie. Nie da się opisać tej radości. Przez cały czas zastanawiałam się, ile dla niej znaczy nasza przyjaźń. Teraz to wiem, że o wiele więcej niż myślałam.

*  .  *  .  *
1-szy rozdział już jest. Mam nadzieję, że się podoba. Jest trochę przynudzający, bo nie ma nic o chłopakach, ale w następnych będzie lepiej. Mam nadzieję, że zobaczę tu kilka komentarzy, choć króciutkich, takich symbolicznych, gdyż pochwały najlepiej motywują. 

sobota, 18 lutego 2012